środa, 26 marca 2014

SSO - studenckie społeczeństwo obywatelskie

Zawsze dzieliłem ludzi na dwie grupy - tacy, których mógłbym zabić i tacy, za których oddałbym życie.


Jeden tydzień, krótki okres czasu, który na zawsze zmienił moje postrzeganie świata i rzeczywistości. Zdarzyło się wiele, wiele złego. Choć wielokrotnie została przekroczona granica absurdu, to nie zamierzam wysyłać w niepamięć minionych wydarzeń, co więcej zapamiętam tę lekcję i wyciągnę wnioski.

W całej historii świata, ludzie wielokrotnie pokazywali, że potrafią się jednoczyć. Najczęściej motywacją do solidarności był wspólny wróg, wspólny cel, wspólne interesy. W czasach mojego pokolenia nie ma zbyt wiele okazji do przytoczonych aktów społecznych. Żyjemy w świecie poukładanym, w którym problemy wydają się nie mieć znaczenia, gdy rozpatrzymy je w kontekście tego, co działo się jeszcze 30 lat temu.
Czy w takim razie jesteśmy niezdolni do stworzenia społeczeństwa obywatelskiego? Czy życie w kraju stabilnym ekonomicznie i politycznie nie daje nam powodów do organizowania akcji obywatelskich?

Wydarzenia na mojej uczelni dotknęły wszystkich na pierwszym, dziennikarskim roku. Jesteśmy zgrają indywidualistów, każdy ma swoje własne cele, marzenia i aspirację. Pomimo wszystkich dzielących nas różnic potrafiliśmy połączyć siły w walce z niesprawiedliwością i chorymi ambicjami ludzi nam przeciwnym.
Choć więcej było rzeczy negatywnych niż tych pozytywnych w ostatnim czasie, to przynajmniej udało mi się odzyskać, choć częściowo, nadszarpniętą wcześniej wiarę w ludzi. Osoby poznane przeze mnie w ciągu ostatnich 6 miesięcy sprawiły, że jestem innym człowiekiem i czuję się z tym bardzo dobrze.


Przeszłość, przyszłość - jedna litera, a tyle zmienia,
Czasem różnica warta przeoczenia...

VeB,
Arecki








wtorek, 4 marca 2014

Facet w kuchni

Kobieta zamknięta w kuchni pragnie pokoju, facet zamknięty w kuchni pragnie kobiety.


Czy słyszeliście kiedyś takie stwierdzenie, że kiedy mężczyzna umie gotować to znaczy, że dobrze gotuje, lecz kiedy kobieta umie gotować to nie znaczy, że dobrze gotuje?

Czasem próbowałem swoich sił w kuchni i nigdy jakoś nie potrafiłem poczuć się pewnie pośród garnków, patelni, misek i blaszek, a przyprawy wiecznie mi się myliły. Zawsze o wiele bardziej interesowało mnie jedzenie tego, co inni dla mnie przygotują i dziwiłem się ludziom, którzy tak bardzo zachwycają się gotowaniem, uważałem to za stratę czasu, no bo pomyślmy, przyrządzamy coś półtorej godziny, żeby zjeść to w 10 minut, w dodatku trzeba po tym wszystkim jeszcze umyć naczynia. Istny absurd.
Z upływem lat moje podejście nieco się zmieniło. Nie jestem może Makłowiczem czy Pascalem, ale potrafię już w kuchni coś stworzyć. Taka jajecznica już nie sprawia mi kłopotów, a nawet nauczyłem się robić naleśniki, z czego jestem dumny najbardziej.
Dlaczego zmieniłem zdanie o gotowaniu? Cóż, można powiedzieć, że odkryłem pewną rzecz, a mianowicie to, że facet, który potrafi gotować może być o wiele bardziej pociągający. Postanowiłem doświadczalnie sprawdzić moje obserwację i okazało się, że dobrze przyrządzone naleśniki mogą w pewnym sensie być kluczem do serca kobiety, choć radzę potraktować to zdanie raczej z przymrużeniem oka. Mimo, że byłem tym zachwycony, to od tamtego momentu moja wiedza kulinarna specjalnie się nie powiększyła.

Kształtowana przez lata rola społeczna uczy nas, że w pozycji kucharki stawiana jest kobieta, która przyrządza obiad swojemu mężowi, wracającemu do domu po ciężkim dniu pracy. Dzisiaj sytuacja wygląda nieco inaczej, a mężczyźni coraz częściej biorą się za gotowanie. Trzeba im pogratulować odwagi, ponieważ zajmując się kuchnią są narażeni na uszczerbki jeśli chodzi ich ego, no bo istnieje jeszcze sporo stereotypów, które często każą nazywać gotującego mężczyznę pedałem  metroseksualistą. Niemniej jednak zazdroszczę facetom, którzy znają się tak dobrze na gotowaniu, że potrafią zaskoczyć kobietę jakąś wyjątkową i spektakularną potrawą. Z moich obserwacji wynika, że mężczyzna w kuchni działa na kobietę jak afrodyzjak, jest pociągający i ponoć bardzo seksowny. Postanowiłem sprawdzić co na to amerykańscy naukowcy (przecież oni znają się na wszystkim najlepiej) i dowiedziałem się, że dla kobiet obiad przygotowany przez ukochanego mężczyznę jest bardzo ważny, a nawet ważniejszy niż.. seks. Żeby nie być gołosłownym przytoczę statystykę, która mówi, że 77% pań imponują mężczyźni świetnie radzący sobie w kuchni. Mam zatem szansę u 23% kobiet, więc się nie załamuje, ale dobra rada dla wszystkich facetów - Nauczcie się gotować!


VeB,
Arecki

wtorek, 18 lutego 2014

Mów mi Alvaro

Gdybym choć w 10% rozumiał zachowanie kobiet i wypowiedziane przez nie słowa, zapewne byłbym Casanovą.


Sztuka wielkiego podrywu, niezwykle złożona i kompletnie nielogiczna forma sposobu zdobycia zainteresowania przedstawiciela płci przeciwnej zastanawia tłumy. Punkt widzenia mężczyzny w tym wypadku jest nieco szerszy, ponieważ to panowie częściej próbują swoich sił w relacjach z kobietami, częściej również w swoich działaniach są nieudolni i ponoszą porażkę. Wielu z nich chciałoby zapewne poznać doskonały sposób na poderwanie każdej dziewczyny. Sposób taki nie istnieje.


Dla każdego młodego, niezaobrączkowanego, wolnego faceta wizyta w klubie jest okazją, swoistą szansą na znalezienie miłości swojego życia bądź też... poderwanie dziewczyny na jedną noc. Proste i jednowymiarowe myślenie faceta sprawia, że zachowuje się w ten sposób i jest nieco mniej ostrożny niż kobiety. Nie wszyscy oczywiście zachowują się w ten sam jeden jedyny sposób, wszystko zależy od motywów i presji środowiska. Trzeba pamiętać, że dla niektórych samców wyższość nad innymi jest ogromną wartością. Wiadomo, że niektórzy mogą być w czymś zwyczajnie lepsi i coś może im po prostu lepiej wychodzić. Podobnie jest z podrywem i choć nie ma złotej zasady działania to są faceci, którzy wiodą prym w tej sztuce. Sam znam takiego jednego. Jest pseudonim, który idealnie go opisuje. Alvaro!.



Na czym polega jego wyższość nad resztą? Trudno powiedzieć, czy to kwestia niezwykłej gadatliwości czy silnego zainteresowania tym co kobieta ma do powiedzenia? Nikt tak naprawdę tego nie wie. W tych sprawach rozsądek jest zdecydowanie na straconej pozycji. Tak samo jak trudno jest zrozumieć kobietę, tak sprawa podrywu dla wielu jest tajemnicą.


Jednak każdy Alvaro prędzej czy później, z upływem lat przestanie traktować podryw w ten sam sposób. Jestem pewny, że choćby nie wiem jak lubił styl życia niebieskiego ptaka to w końcu trafi na kobietę silniejszą od siebie. Silniejszą w tym sensie, że odda się jej cały i z króla dyskotek zamieni się w przykładnego męża i ojca. Wtedy zapewne będzie z uśmiechem na twarzy wspominał czasy wyrywania panienek, w myślach nazwie to sportem dla młodych a synowi będzie dawał dobre rady.


Jeżeli chcesz wiedzieć, co ma na myśli kobieta, nie słuchaj tego co mówi - patrz na nią.


VeB
Arecki



wtorek, 11 lutego 2014

Sztuka wyboru

... są wybory konieczne, których nikt nie zrozumie...


Dylematy, wątpliwości, rozterki, zapytania i niepewności. Zjawiska powszechne i znane wszystkim. Urozmaicają naszą codzienność i potrafią doprowadzić do skrajnych stanów. Nieustannie dokonujemy jakichś wyborów, raz ważniejszych, innym razem nieco mniej. Pewne jest, że podjęte decyzję wpływają na kreowanie rzeczywistości. Czy to wszystko jest konieczne? Czy nad wszystkim trzeba się zastanawiać?


Czy jest możliwe, aby człowiek miał pełną kontrolę nad swoim życiem? Nawet jeśli zdecydowanie o to walczy, to nie jest w stanie sam siebie poprowadzić, aby nic go nie zaskoczyło. Nie ma wpływu na miejsce,w którym się urodził, kulturę, w której dorastał ani nawet na sposób jego wychowania.


Wstać o 9 czy 10? Zjeść jajecznicę czy parówki? Wypić kawę czy herbatę? Jeśli ktoś ma tylko takie opisane wyżej problemy to musi być wyjątkowo szczęśliwym człowiekiem lub te najważniejsze życiowe wybory ma już po prostu za sobą. Mógłbym kategoryzować decyzję przez nas podejmowane na bardziej lub mniej ważne, ale minęłoby się to z celem. Zainteresował bym się natomiast bodźcami, które sprawiają, że dylematy rozwiązujemy w takie, a nie inne sposoby. Czy jest to bardziej intuicja? Może jednak rozsądek jest czynnikiem decyzyjnym? Różnorodność motywów jest poniekąd wyróżnikiem człowieka i sprawia, że nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć czyjąś decyzję, nawet jeśli bardzo dobrze znamy tą osobę. Rodzą się przez to niespodzianki, zaskoczenia i rozczarowania. Co by się stało, gdybyśmy nie musieli o niczym decydować i ktoś robił by to za nas? Pewnie byłoby to ograniczenie wolności, którą tak sobie cenimy.
Przynajmniej powinniśmy sobie cenić wolność. Dlaczego? Bo wolność to znaczy możliwość wyboru. Dopóki mamy jakiś wybór jesteśmy w stanie działać, żyć, budować i tworzyć.


Wybór zawsze jest bolesny, bo za każdym razem wiąże się z utratą tego, czego nie wybraliśmy

VeB
Arecki

niedziela, 2 lutego 2014

Melodia podróży

Moim wewnętrznym autobusem, kieruje już tylko nadzieja 

Stał na tym samym przystanku, co każdego ranka i czekał na ten sam numer autobusu, który przyjeżdżał zawsze o tej samej godzinie i niezwykle rzadko się spóźniał. Mógł na niego liczyć jak na przyjaciela. Pojazd dowoził go bezpiecznie i na czas w odpowiednie miejsce. Bilet miesięczny w jego portfelu był jednym z ważniejszych rzeczy się tam znajdujących. Mimo codziennej monotonii, lubił te podróże, w których odnajdywał spokój. Spędzał w autobusie około 3 godziny dziennie, ale nigdy nie uznał tego czasu za zmarnowany.


Niespodzianki to rzecz kontrowersyjna. Większość je lubi, wielu mówi, że ich nie lubi, chociaż jest inaczej. Są też tacy, którzy szczerze ich nienawidzą. Kim jest człowiek, który nie chce być zaskoczony? Co to za gość, który woli rutynę i przewidywalność? 


Tego dnia o 7:14 widział nadjeżdżający, długi żółty pojazd i ludzi, którzy wychodzili spod dachu przystanku, kuląc się pod wielkimi kroplami listopadowego deszczu. Kierowca podjechał powoli, aby nie ochlapać i tak już w większości przemoczonych pasażerów.
Walka o miejsca siedzące już się rozpoczęła. Chłopak, który był z natury łagodnie usposobionym pacyfistą, musiał się pogodzić z tym, że najbliższe minuty spędzi oparty o poręcz w centralnej części autobusu.
Zdawał sobie sprawę, że za jakiś czas kilka miejsc się zwolni i będzie mógł usiąść i dokończyć czytanie ostatnio zakupionej książki, stojąc nie miał do tego warunków.
Wyciągnął z kieszeni pożyczone od brata słuchawki i podłączył do telefonu. Wszedł w odtwarzacz i zaczął szukać jakiejś piosenki, która byłaby w stanie oddać nastrój, w którym się znajdował.
Green Day rozbrzmiał mu w uszach, słysząc pierwsze dźwięki, mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
Od czasu, gdy wsiadł do autobusu, minęło już kilkanaście minut, a wszystkie miejsca dalej były zajęte. Dopiero po chwili, w momencie, gdy pojazd zatrzymał się na kolejnym przystanku, dostrzegł poruszenie w tylnej części autobusu. Starsza kobieta opuściła swoje miejsce, a on zwietrzył szansę na usadowienie się na pustym fotelu. Zmierzał już na tył pojazdu, gdy ktoś niespodziewanie usiadł na upatrzonym przez niego miejscu. Znowu porażka. Kto tym razem był sprytniejszy? Skierował wzrok na osobę, która sprawiła, że będzie musiał jeszcze trochę nadwyrężyć młode nogi. Zobaczył dziewczynę, młodą brunetkę o kręconych włosach. Złość i niechęć ustąpiły zafascynowaniu.
Następne kilkanaście minut minęło mu na obserwowaniu atrakcyjnej studentki (jak wywnioskował po stosie notatek, które trzymała w rękach). Kiedy podniosła głowę i dostrzegła jego wzrok, wydawało mu się, że lekko się zaczerwieniła. To był tylko moment, potem wróciła do swoich notatek. Kiedy siedzący obok niej facet przy oknie, wstał i wysiadł na kolejnym przystanku, ona od razu przesunęła się do szyby i zerknęła w kierunku chłopaka, jakby zapraszając go, aby ten usiadł obok niej. Ruszył natychmiast, w końcu stał już jakiś czas i cieszył się, że wreszcie będzie mógł posadzić swoje cztery litery na fotelu.
Wyciągnął swoją książkę i otworzył na stronie, którą ostatnio czytał. Nie mógł się skupić na śledzonym tekście, co rusz zerkał w stronę siedzącej obok dziewczyny, która wciąż studiowała swoje pomoce naukowe. W ten sposób minęło kilkanaście minut, a w głowie chłopaka trwałą burza. Zagadać do niej? Muszę coś zrobić, przecież nie będę się wygłupiał i pisał na spotted, że nie miałem odwagi się odezwać. Do końca trasy autobusu było coraz bliżej, był prawie pewien, że dziewczyna wysiada na samym końcu, szybko obliczył, że zostało mu nieco ponad pół godziny. Coraz bardziej się denerwował, w głowie zaczął sobie układać zdania, którymi mógłby rozpocząć rozmowę. Kiedy już wybrał, wydawałoby się najlepszą wersję, usłyszał głos dziewczyny. - Co czytasz?. Na początku myślał, że to nie do niego, ale przecież nikt inny tu nie siedzi z książką w ręce. Ogarnęła go konsternacja i zakłopotanie. Udało mu się szczęśliwie wyrwać z letargu. - Czytam o Nelsonie Mandeli. 
Rozmowa się rozwinęła, a dziewczyna dała się poznać jako bardzo inteligentna i niezwykle sympatyczna osoba. Dowiedział się gdzie studiuje i obiecał, że spróbuje do niej dotrzeć. Żałował, że wcześniej nie zebrał się na odwagę, czuł, że zmarnował masę czasu na bezproduktywnych dywagacjach, które zaprzątnęły mu głowę.
Czuł się jak tchórz, który nie potrafi nawet zagadać do dziewczyny. Ona zachowała się o wiele dojrzalej i musiał przyznać, że niebywale mu zaimponowała. Rzadko zdarzały się takie przedstawicielki płci pięknej. Przysiągł sobie, że zniweluje swoje słabości, przez które traci tak wiele.

Zwykła podróż autobusem stała się dla niego pewną lekcję. Niezbyt wyrafinowaną, ale niezwykle ważną. W dobie globalizacji, komputeryzacji, fejsbuków, asków i spottedów boimy się wyśmiania, odrzucenia i publicznego szykanowania. Naszym hamulcem jest obawa o to, co pomyślą o nas inni. Warto to zwalczyć, a wiele rzeczy może nabrać nowych kolorów. Dokonamy rzeczy niezwykłych, pomożemy w realizacji pragnień nie oglądając się na krytyków.

Jedni czekają na uśmiech, inni na wypłatę, pan na przystanku czeka na autobus. Ja też czekam.
Czekam aż przyjdzie Co do Czego.

VeB
Arecki


piątek, 24 stycznia 2014

Owoc cytrusowy

Lubiła dobre imprezy. Tylko tam, po kilku kieliszkach nikt nie zwracał uwagi na jej rozczochrane włosy, lekko rozmazany tusz. Nikt nie patrzył na jej zbyt chude nogi pucułowatą twarz. Nie wstydziła się tego, że niezdarnie tańczy.
Na imprezie nie było podziałów, każdy był dobrym kumplem do kielicha, póki nie skończyła się wódka.


SESJA - czyli System Eliminacji Studentów Jest Aktywny, to czas stresów i trwogi dla społeczności akademickiej. Należy się wtedy skoncentrować na ważnych celach, poświęcić cały swój czas i uwagę na zbliżających się egzaminach, które w jakiś sposób wpłyną na dalsze, życiowe losy. Wzmożona nauka i solidne, rzetelne przygotowanie sprawia, że student ze względnym spokojem może podejść do zbliżających się testów. Wyrzeka się ma chwilę kilku przyjemności, powtarzając sobie, że są rzeczy ważne i ważniejsze, a rozsądek jest w tym momencie wartością najwyższą. Nie wszyscy jednak widzą swoje podejście do sesji w ten jeden jedyny, wydawałoby się właściwy i odpowiedzialny sposób.




Wielka sala, mnóstwo świateł, ogłuszająca muzyka i dziki spocony tłum młodych ludzi spragnionych rozrywki, to rzeczywistość większości muzycznych klubów. Alkohol, piękne dziewczyny, didżeje światowej klasy, każdy weekend sprawia, że parkiety rozgrzewają się do czerwoności, nikt nie przejmuje się troskami życia codziennego, wszyscy przyszli tu w jednym celu - zabawić się. Można tu spotkać ludzi z przeróżnych środowisk o bardziej lub mniej zbliżonych poglądach, charakterach i zachowaniach, którzy w żaden sposób nie manifestują siebie, a jedynie tworzą jedną, wielką, tańczącą całość.
Kiedy szliśmy do klubu, spodziewaliśmy się, że może być tłoczno, w końcu jest to impreza specjalna, na której wystąpią twórcy najpopularniejszego ostatnio utworu na polskim YouTube' ie. Nikt z naszej szóstki nie był więc specjalnie zaskoczony tym co zobaczył w środku. Tak jak myśleliśmy, pokusa imprezy wygrała z koncentracją i potrzebą przygotowania się do egzaminów. Jak się przekonaliśmy, większość studentów uznała wyluzowanie się za najlepszy sposób na pokonanie sesji. Rozumiem ich doskonale i jestem równocześnie przekonany, że wcale tego nie żałują.
Oderwanie od rzeczywistości, wyjątkowe odczucia i nieprzejednane emocje to tylko kilka rzeczy, których tego wieczoru doświadczyłem ja i towarzyszący mi ludzie.
Co jeśli, ktoś mi powie, że zajmuje się pierdołami zamiast ważnymi sprawami?
Sorry, taki mam styl bycia.

Imprezy winno się pamiętać, a nie mieć je na zdjęciach

Veb
Arecki



niedziela, 19 stycznia 2014

Filozofia

Wiesz czym jest filozofia? Gadaniną ludzi samotnych, którzy mieli za dużo czasu na rozmyślania wieczorami.

Zgłębiając wiedzę przekazaną ludzkości przez wielkich starożytnych filozofów takich jak Arystoteles, Platon czy Parmenides wpadasz w pułapkę własnego umysłu. Zastanawiasz się, czy jesteś aż tak głupi, że nie umiesz zrozumieć sposobu myślenia wielkich ludzi, żyjących w dawnych czasach, czy też to oni są zdecydowanie przereklamowani i wchodząc w polemikę z nimi nie dałbyś im najmniejszych szans?

Kiedy próbowałem się zaprzyjaźnić z Arystotelesem i jego kumplami z branży filozoficznej, uświadomiłem sobie w jaki sposób można z prostych i wydawałoby się zrozumiałych rzeczy stworzyć zagadkę sfinksa. Mimo usilnej burzy mózgów nie jestem w stanie zapamiętać zawiłych pojęć i różnorakich relacji pomiędzy różnymi myślami i sposobami postrzegania filozofii. Dopóki się z tym nie zmierzyłem, byłem nastawiony raczej pozytywnie. Jak wielkie było moje zdziwienie, które jak już teraz wiem, jest punktem wyjścia filozofii, ponieważ pochodzi od doświadczenia, które jest jego podstawą. Trudno coś z tego zrozumieć, ale zrobić w tym kierunku nie można za wiele, gdyż autorami takich różnych niekonwencjonalnych teorii są ludzie (podobno) dużo od nas mądrzejsi.
W momencie czytania starannie poczynionych notatek, gimnastykowałem swój umysł ponad, przyznam dość niemałe, możliwości, natrafiłem na zdanie, które sprawiło, że wszystkie moje próby i chęci legły w gruzach, a mianowicie - Skąd wiadomo, że niebytu nie ma? O niebycie nie można w ogóle pomyśleć. Nie można go ani pomyśleć, ani poznać, ani wypowiedzieć. Dla Parmenidesa Byt był, bowiem tożsamy z myślą. Uważał więc, że sami decydujemy i kreujemy rzeczywistość, w której żyjemy.
Co to jest w ogóle za akcja? Koncert sprzeczności. Po przeczytaniu tego zdania, zamiast jakichś filozoficznych mądrości, w mojej głowie pojawił się stos przekleństw i na pewno o kurcze tu nie chodziło.
Pomijając wszelakie niedogodności, nie zamierzam się jednak poddawać i w miarę swych sił, chociaż szczerze spróbować zaakceptować poglądy i myśli Platona i ferajny.

Filozofią interesuj się, gdy lubisz myśleć, nie po to by znaleźć najważniejsze odpowiedzi.

VeB
Arecki

piątek, 17 stycznia 2014

Rozczarowanie, czyli granica marzeń

"Skrzydła robione na miarę" - zobaczyła na szybie wystawowej jednego ze sklepów i postanowiła wejść.
Jakież było rozczarowanie gdy się dowiedziała, że skrzydła mierzone nie są w cm tylko w czynach.

Ile razy zadawałeś sobie pytanie, dlaczego nic nie poszło po twojej myśli, a sprawy potoczyły się w zupełnie innym kierunku niż to sobie wyobrażałeś? Ileż to razy miałeś coś pieczołowicie i dokładnie zaplanowane, a i tak wszystko wzięło w łeb? Jak często doświadczałeś nieprzyjemnego ukłucia w sercu gdy się na kimś zawiodłeś? Ile razy liczyłeś na coś bardzo mocno i poczułeś to, co jest tak piekielnie bolesne - rozczarowanie.

Szedł prosto przed siebie, miał smukłą sylwetkę i zawsze był wyprostowany. Można było odnieść wrażenie, że połknął kij od szczotki. Jego wielką zaletą była punktualność i nie znosił, gdy ktoś musiał na niego czekać lub co gorsza, gdy on musiał czekać na kogoś. Spojrzał na zegarek, który skrupulatnie ustawiał, aby ten nigdy się nie spóźniał albo spieszył. Miał jeszcze 10 minut do umówionego spotkania i w myślach pasł duszę myślą o tym, że znowu idealnie wyrobił się w czasie, przez jego twarz przemknął uśmiech samozadowolenia. Gdy dotarł do herbaciarni, miejsca, które tak uwielbiali razem z Natalią poczuł, że ogarnia go poczucie ekscytacji i podniecenia. Miał bardzo dobre wspomnienia związane z tym miejscem, a teraz czekał na swoją dziewczynę, której nie widział ponad trzy tygodnie. Długa rozłąka, spowodowana jej wyjazdem do Londynu była dla niego bardzo bolesna i mimo, że rozmawiali prawie codziennie przez skype'a, to jego serce napełniało się tęsknotą z każdym kolejnym dniem. Odliczał skrupulatnie czas do jej powrotu. Miał jej tak wiele do powiedzenia, że właściwie nie wiedział od czego mógłby zacząć. Teraz, gdy siedział w zarezerwowanym wcześniej miejscu w kącie herbaciarni, zaczął myśleć nad słowami, których użyje, aby opowiedzieć Natalii o tym jak bardzo mu jej brakowało. Jego rozmyślania przerwał widok wchodzącej do środka niskiej blondynki o wesołych oczach i ujmującym uśmiechu, który w tym wypadku wydał mu się nieco przygaszony. Poczuł, że serce bije mu mocniej, przestał myśleć o czymkolwiek i całkowicie zatracił się w tym doznaniu. Dziewczyna podeszła i delikatnie go pocałowała, co wywołało na jego twarzy niekontrolowany, może nieco zbyt szeroki uśmiech. Gdy usiadła dostrzegł na jej obliczu coś niepokojącego, widział, że jest czymś zmartwiona i nieco nawet... zdenerwowana. Zauważył, że stara się to dość nieudolnie ukryć.
Rozmowa niespecjalnie się kleiła, czuł się bardzo nieswojo w jej towarzystwie, a przecież tak długo na nią czekał. Kiedy w końcu spytał co ją trapi to, już wiedział, że wydarzy się coś złego. Natalia na początku migała się od odpowiedzi, ale w końcu zebrała się na odwagę i powiedziała chłopakowi o swoich wątpliwościach dotyczących ich związku. Motywowała to tym, że będąc w Londynie miała sporo czasu, żeby nad tym pomyśleć i doszła do wniosku, że nie czuje się przy nim tak, jak na początku ich znajomości. On siedział jak wryty, a słowa dziewczyny zdawały się do niego nie docierać, albo zwyczajnie ich do siebie nie dopuszczał. Gdy skończyła mówić, czekała na jego reakcję. Nie był w stanie wydusić z siebie słowa. W głowie miał prawdziwą burzę. Cisza się przeciągała, patrzył na nią maślanym wzrokiem. Dziewczyna nie potrafiła wytrzymać jego spojrzenia, po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Wstała i powiedziała łamiącym się głosem - " Dziękuje Ci za wszystko" - po czym wyszła z herbaciarni. Nawet nie zareagował, w głowie szumiały mu jej słowa, zaczął nad nimi gorączkowo rozmyślać, chociaż sens był jasny. Rzuciła go. Zrobiła to niespodziewanie i to w momencie, gdy najmniej się tego spodziewał. Zabolało i to cholernie. Pierwszy raz doznał miłosnego rozczarowania. Wiedział, że dla niego nic już nie będzie takie same.

Poezję piszę się łzami, powieść krwią, a historię rozczarowaniem

VeB
Arecki

niedziela, 12 stycznia 2014

Między wierszami

Zdjęcie z książką raczej nie pomoże mi się nauczyć, ale generalnie wszystko dookoła jest ciekawsze niż pozycja Szackiej. Tak to już właśnie wygląda, że zgłębianie wiedzy nie wszystkim przychodzi łatwo. Wiadomo, że wolimy uczyć się poprzez czytanie ciekawych, interesujących nas materiałów. Wyzwaniem są jednak lektury, które mamy problem przeczytać, przy których oczy same nam się zamykają, nie potrafimy się skupić na czytanym tekście i jedno zdanie potrafimy powtarzać 5 razy. Rodzi się pytanie, czy w ogóle istnieje sens czytania takowych pozycji, czy warto tracić czas na przyswajanie czegoś co w głębi zupełnie nas interesuje i nie potrafimy obracać się w przestrzeni rozumowania autora tekstu. Wiele jest rzeczy, które zwyczajnie musimy zrobić i je robimy, często nawet nie zastanawiając się do czego nam to wszystko potrzebne. Nie zamierzam krytykować takiego sposobu działania, bezproduktywne myślenie o bzdurach może nas wyrzucić na boczny tor, co spowoduje chaos w naszym umyśle, a w konsekwencji wszystko zacznie nam się wydawać bezcelowe. Wygodniej jest przyjąć tezę, że wszystko co robimy ma jakiś sens i do czegoś prowadzi, omijamy tym samym wiele niebezpieczeństw, które czają się gdzieś w zakątkach rozumu.

Wykoleiłeś się po drodze do celu?
Albo chciałeś za szybko, albo ktoś zapieprzył Ci tory.

VeB
Arecki