To nie tak, że ja nienawidzę poniedziałków. Nienawidzę także wtorków, śród i czwartków. Piątki toleruje.
Czułeś albo czułaś się wczoraj źle? Cały dzień nie wychodziło ci absolutnie nic? Spokojnie, to nie twoja wina, wszystko przez Blue Monday.
Właśnie wczoraj, 18 stycznia przypadał ten najgorszy dzień w roku. Smutny poniedziałek (błyskotliwa polska transkrypcja) został wymyślony w 2004 roku, co oznacza, że wcześniej wszystkie poniedziałki w roku były raczej radosne. Mówiąc nieco bardziej poważnie, zastanawiające jest to, dlaczego akurat ten, a nie inny poniedziałek. Przyznam, że do wczoraj była to dla mnie zagadka, ale nie ma tajemnic, których nie dałoby się rozwikłać, tak przynajmniej mawiał Sherlock Holmes (chyba). Oświecę was. Blue Monday to efekt precyzyjnych obliczeń matematycznych. Otóż to. Powstał nawet specjalny wzór, na podstawie którego wyliczono, że to zawsze trzeci poniedziałek stycznia jest tym czarnym (albo niebieskim) poniedziałkiem. Ze względu na moją totalną awersję do wszystkich wzorów matematycznych, nie będę tu wklejał tego działania, zresztą jak chcecie to można go znaleźć w necie (jak wszystko). Zdradzę tylko, że we wzorze uwzględniono czynniki meteorologiczne, ekonomiczne i psychologiczne, W skrócie, wczoraj była najgorsza pogoda w roku, byliśmy biedni i przygnębieni.
Abstrahując od tego, czy ten pseudonaukowy termin jest zasadny, czy też nie, jest to po prostu kolejny poniedziałek, który trzeba przetrwać. Wyróżnianie go spośród innych, nie ma najmniejszego sensu. Zresztą mam wrażenie, że koleś, który to wymyślił poszedł trochę na łatwiznę. Wszyscy wiedzą, że styczniowe dni nie są najszczęśliwszymi w roku (szczególnie dla studentów, sesja i te sprawy). Połączenie stycznia z poniedziałkiem dało nam Blue Monday, geniusz!. Zauważyłem jednak, że sporo osób wierzy, że ten dzień jest jakiś wyjątkowy, tu działa psychologia. Jak zaczniesz komuś opowiadać o jakimś niewiarygodnie pysznym daniu, które jadłeś w zeszłym tygodniu w tej knajpie na rogu, to najzwyczajniej na świecie rozmówca stanie się głodny. Wmówienie głodu jest tym samym, co wmówienie depresji. Powiecie, że naciągane, ale sprawdziłem i działa.
Podsumowując, jeśli wierzycie w Blue Monday, to dzisiaj jest już wtorek, więc luz. Jeśli nie wierzycie, to znaczy, że nie ma dla was znaczenia jaki jest dzień tygodnia, a depresja może przyjść w każdej chwili.
Sky is the limit
wtorek, 19 stycznia 2016
czwartek, 14 stycznia 2016
Quo Vadis Polsko?
To są ludzie, jakich dotąd świat nie widział, i nauka o jakiej dotąd świat nie słyszał - Winicjusz.
Polska, moja wspaniała ojczyzna, matka, którą zawsze będę kochał, bo jest jedyna, tylko ona.
Każdy syn stanie w obronie swojej matki, nie można się zatem dziwić ludziom, którzy tak uparcie wychodzą na ulicę, aby jej bronić. Marsze, wiece, flagi i transparenty są coraz częściej widoczne, coraz bardziej wyraźne. Ale po co to wszystko, czego oni bronią? Czy matce coś zagraża?
Na słowo polityk, każdy Polak reaguje tak samo - złodziej, oszust, kłamca, czasem też zdrajca albo folksdojcz. Jest to gdzieś zakorzenione w polskiej mentalności, że są pewne utarte schematy, których się trzymamy, bo tak. Stereotyp polityka jest niestety nawet bardziej prawdziwy niż głupia blondynka (nie urażając oczywiście pań z jasnymi włosami). Skoro ustaliliśmy, że wszyscy rządzący kradną i psują od zawsze, to dlaczego dopiero teraz broni się demokracji?
Wszystko jest kwestią pewnej intensywności, może także zapalczywości, ale konkretnie. Wyobraźmy sobie duży sad pełen jabłoni, Są dwie różne sytuację. Jest dwóch różnych złodziei czyhających na owoce. Pierwszy przez 8 lat kradnie po jednym jabłku z sadu, a właściciel o swoich stratach dowiaduje się dopiero po czasie i nie jest w stanie schwytać już sprawcy. Drugi złodziej w jedną noc kradnie wszystkie jabłka, właściciel wszczyna alarm i używa wszystkich dostępnych środków, aby schwytać przestępcę. Choć obaj złodzieje ukradli podobną ilość jabłek, to konsekwencje dla nich mogą być zgoła odmienne.
Akcja rodzi reakcję, a błyskawiczna akcja, rodzi jeszcze szybszą reakcję. Zasada bardzo prosta, a z psychologicznego punktu widzenia wręcz sztandarowa. Czasem nie co robimy, ale jak to robimy ma pierwszorzędne znaczenie i wpływa na to, jak inni zareagują na nasze czyny. Przedstawiając sprawę w ten sposób można zamknąć usta ludziom, którzy dziwią się wszelakim społecznym protestom i mówią - ale przecież oni robili jeszcze gorsze rzeczy i nikt jakoś nie protestował - jak widać jest na to odpowiedź.
Banałem jest stwierdzenie, że w Polsce nie dzieje się najlepiej. Zawsze były, są i będą problemy. Teraz jest to kryzys polityczny, następnym razem może to być kryzys gospodarczy. Cokolwiek by się nie działo, zawsze warto wyrażać swoje zdanie i nie bać się poddawać innym pod ocenę. Masz potrzebę wyjścia na ulicę z transparentem w dłoni? Śmiało. Chcesz stać co miesiąc pod Pałacem Prezydenckim? Nie krępuj się. Ważne, żebyś pamiętał, dlaczego to robisz, czego bronisz, i o co walczysz.
środa, 26 marca 2014
SSO - studenckie społeczeństwo obywatelskie
Zawsze dzieliłem ludzi na dwie grupy - tacy, których mógłbym zabić i tacy, za których oddałbym życie.
Jeden tydzień, krótki okres czasu, który na zawsze zmienił moje postrzeganie świata i rzeczywistości. Zdarzyło się wiele, wiele złego. Choć wielokrotnie została przekroczona granica absurdu, to nie zamierzam wysyłać w niepamięć minionych wydarzeń, co więcej zapamiętam tę lekcję i wyciągnę wnioski.
W całej historii świata, ludzie wielokrotnie pokazywali, że potrafią się jednoczyć. Najczęściej motywacją do solidarności był wspólny wróg, wspólny cel, wspólne interesy. W czasach mojego pokolenia nie ma zbyt wiele okazji do przytoczonych aktów społecznych. Żyjemy w świecie poukładanym, w którym problemy wydają się nie mieć znaczenia, gdy rozpatrzymy je w kontekście tego, co działo się jeszcze 30 lat temu.
Czy w takim razie jesteśmy niezdolni do stworzenia społeczeństwa obywatelskiego? Czy życie w kraju stabilnym ekonomicznie i politycznie nie daje nam powodów do organizowania akcji obywatelskich?
Wydarzenia na mojej uczelni dotknęły wszystkich na pierwszym, dziennikarskim roku. Jesteśmy zgrają indywidualistów, każdy ma swoje własne cele, marzenia i aspirację. Pomimo wszystkich dzielących nas różnic potrafiliśmy połączyć siły w walce z niesprawiedliwością i chorymi ambicjami ludzi nam przeciwnym.
Choć więcej było rzeczy negatywnych niż tych pozytywnych w ostatnim czasie, to przynajmniej udało mi się odzyskać, choć częściowo, nadszarpniętą wcześniej wiarę w ludzi. Osoby poznane przeze mnie w ciągu ostatnich 6 miesięcy sprawiły, że jestem innym człowiekiem i czuję się z tym bardzo dobrze.
Przeszłość, przyszłość - jedna litera, a tyle zmienia,
Czasem różnica warta przeoczenia...
VeB,
Arecki
Jeden tydzień, krótki okres czasu, który na zawsze zmienił moje postrzeganie świata i rzeczywistości. Zdarzyło się wiele, wiele złego. Choć wielokrotnie została przekroczona granica absurdu, to nie zamierzam wysyłać w niepamięć minionych wydarzeń, co więcej zapamiętam tę lekcję i wyciągnę wnioski.
W całej historii świata, ludzie wielokrotnie pokazywali, że potrafią się jednoczyć. Najczęściej motywacją do solidarności był wspólny wróg, wspólny cel, wspólne interesy. W czasach mojego pokolenia nie ma zbyt wiele okazji do przytoczonych aktów społecznych. Żyjemy w świecie poukładanym, w którym problemy wydają się nie mieć znaczenia, gdy rozpatrzymy je w kontekście tego, co działo się jeszcze 30 lat temu.
Czy w takim razie jesteśmy niezdolni do stworzenia społeczeństwa obywatelskiego? Czy życie w kraju stabilnym ekonomicznie i politycznie nie daje nam powodów do organizowania akcji obywatelskich?
Wydarzenia na mojej uczelni dotknęły wszystkich na pierwszym, dziennikarskim roku. Jesteśmy zgrają indywidualistów, każdy ma swoje własne cele, marzenia i aspirację. Pomimo wszystkich dzielących nas różnic potrafiliśmy połączyć siły w walce z niesprawiedliwością i chorymi ambicjami ludzi nam przeciwnym.
Choć więcej było rzeczy negatywnych niż tych pozytywnych w ostatnim czasie, to przynajmniej udało mi się odzyskać, choć częściowo, nadszarpniętą wcześniej wiarę w ludzi. Osoby poznane przeze mnie w ciągu ostatnich 6 miesięcy sprawiły, że jestem innym człowiekiem i czuję się z tym bardzo dobrze.
Przeszłość, przyszłość - jedna litera, a tyle zmienia,
Czasem różnica warta przeoczenia...
VeB,
Arecki
wtorek, 4 marca 2014
Facet w kuchni
Kobieta zamknięta w kuchni pragnie pokoju, facet zamknięty w kuchni pragnie kobiety.
Czy słyszeliście kiedyś takie stwierdzenie, że kiedy mężczyzna umie gotować to znaczy, że dobrze gotuje, lecz kiedy kobieta umie gotować to nie znaczy, że dobrze gotuje?
Czasem próbowałem swoich sił w kuchni i nigdy jakoś nie potrafiłem poczuć się pewnie pośród garnków, patelni, misek i blaszek, a przyprawy wiecznie mi się myliły. Zawsze o wiele bardziej interesowało mnie jedzenie tego, co inni dla mnie przygotują i dziwiłem się ludziom, którzy tak bardzo zachwycają się gotowaniem, uważałem to za stratę czasu, no bo pomyślmy, przyrządzamy coś półtorej godziny, żeby zjeść to w 10 minut, w dodatku trzeba po tym wszystkim jeszcze umyć naczynia. Istny absurd.
Z upływem lat moje podejście nieco się zmieniło. Nie jestem może Makłowiczem czy Pascalem, ale potrafię już w kuchni coś stworzyć. Taka jajecznica już nie sprawia mi kłopotów, a nawet nauczyłem się robić naleśniki, z czego jestem dumny najbardziej.
Dlaczego zmieniłem zdanie o gotowaniu? Cóż, można powiedzieć, że odkryłem pewną rzecz, a mianowicie to, że facet, który potrafi gotować może być o wiele bardziej pociągający. Postanowiłem doświadczalnie sprawdzić moje obserwację i okazało się, że dobrze przyrządzone naleśniki mogą w pewnym sensie być kluczem do serca kobiety, choć radzę potraktować to zdanie raczej z przymrużeniem oka. Mimo, że byłem tym zachwycony, to od tamtego momentu moja wiedza kulinarna specjalnie się nie powiększyła.
Kształtowana przez lata rola społeczna uczy nas, że w pozycji kucharki stawiana jest kobieta, która przyrządza obiad swojemu mężowi, wracającemu do domu po ciężkim dniu pracy. Dzisiaj sytuacja wygląda nieco inaczej, a mężczyźni coraz częściej biorą się za gotowanie. Trzeba im pogratulować odwagi, ponieważ zajmując się kuchnią są narażeni na uszczerbki jeśli chodzi ich ego, no bo istnieje jeszcze sporo stereotypów, które często każą nazywać gotującego mężczyznępedałem metroseksualistą. Niemniej jednak zazdroszczę facetom, którzy znają się tak dobrze na gotowaniu, że potrafią zaskoczyć kobietę jakąś wyjątkową i spektakularną potrawą. Z moich obserwacji wynika, że mężczyzna w kuchni działa na kobietę jak afrodyzjak, jest pociągający i ponoć bardzo seksowny. Postanowiłem sprawdzić co na to amerykańscy naukowcy (przecież oni znają się na wszystkim najlepiej) i dowiedziałem się, że dla kobiet obiad przygotowany przez ukochanego mężczyznę jest bardzo ważny, a nawet ważniejszy niż.. seks. Żeby nie być gołosłownym przytoczę statystykę, która mówi, że 77% pań imponują mężczyźni świetnie radzący sobie w kuchni. Mam zatem szansę u 23% kobiet, więc się nie załamuje, ale dobra rada dla wszystkich facetów - Nauczcie się gotować!
VeB,
Arecki
Czy słyszeliście kiedyś takie stwierdzenie, że kiedy mężczyzna umie gotować to znaczy, że dobrze gotuje, lecz kiedy kobieta umie gotować to nie znaczy, że dobrze gotuje?
Czasem próbowałem swoich sił w kuchni i nigdy jakoś nie potrafiłem poczuć się pewnie pośród garnków, patelni, misek i blaszek, a przyprawy wiecznie mi się myliły. Zawsze o wiele bardziej interesowało mnie jedzenie tego, co inni dla mnie przygotują i dziwiłem się ludziom, którzy tak bardzo zachwycają się gotowaniem, uważałem to za stratę czasu, no bo pomyślmy, przyrządzamy coś półtorej godziny, żeby zjeść to w 10 minut, w dodatku trzeba po tym wszystkim jeszcze umyć naczynia. Istny absurd.
Z upływem lat moje podejście nieco się zmieniło. Nie jestem może Makłowiczem czy Pascalem, ale potrafię już w kuchni coś stworzyć. Taka jajecznica już nie sprawia mi kłopotów, a nawet nauczyłem się robić naleśniki, z czego jestem dumny najbardziej.
Dlaczego zmieniłem zdanie o gotowaniu? Cóż, można powiedzieć, że odkryłem pewną rzecz, a mianowicie to, że facet, który potrafi gotować może być o wiele bardziej pociągający. Postanowiłem doświadczalnie sprawdzić moje obserwację i okazało się, że dobrze przyrządzone naleśniki mogą w pewnym sensie być kluczem do serca kobiety, choć radzę potraktować to zdanie raczej z przymrużeniem oka. Mimo, że byłem tym zachwycony, to od tamtego momentu moja wiedza kulinarna specjalnie się nie powiększyła.
Kształtowana przez lata rola społeczna uczy nas, że w pozycji kucharki stawiana jest kobieta, która przyrządza obiad swojemu mężowi, wracającemu do domu po ciężkim dniu pracy. Dzisiaj sytuacja wygląda nieco inaczej, a mężczyźni coraz częściej biorą się za gotowanie. Trzeba im pogratulować odwagi, ponieważ zajmując się kuchnią są narażeni na uszczerbki jeśli chodzi ich ego, no bo istnieje jeszcze sporo stereotypów, które często każą nazywać gotującego mężczyznę
VeB,
Arecki
wtorek, 18 lutego 2014
Mów mi Alvaro
Gdybym choć w 10% rozumiał zachowanie kobiet i wypowiedziane przez nie słowa, zapewne byłbym Casanovą.
Sztuka wielkiego podrywu, niezwykle złożona i kompletnie nielogiczna forma sposobu zdobycia zainteresowania przedstawiciela płci przeciwnej zastanawia tłumy. Punkt widzenia mężczyzny w tym wypadku jest nieco szerszy, ponieważ to panowie częściej próbują swoich sił w relacjach z kobietami, częściej również w swoich działaniach są nieudolni i ponoszą porażkę. Wielu z nich chciałoby zapewne poznać doskonały sposób na poderwanie każdej dziewczyny. Sposób taki nie istnieje.
Dla każdego młodego, niezaobrączkowanego, wolnego faceta wizyta w klubie jest okazją, swoistą szansą na znalezienie miłości swojego życia bądź też... poderwanie dziewczyny na jedną noc. Proste i jednowymiarowe myślenie faceta sprawia, że zachowuje się w ten sposób i jest nieco mniej ostrożny niż kobiety. Nie wszyscy oczywiście zachowują się w ten sam jeden jedyny sposób, wszystko zależy od motywów i presji środowiska. Trzeba pamiętać, że dla niektórych samców wyższość nad innymi jest ogromną wartością. Wiadomo, że niektórzy mogą być w czymś zwyczajnie lepsi i coś może im po prostu lepiej wychodzić. Podobnie jest z podrywem i choć nie ma złotej zasady działania to są faceci, którzy wiodą prym w tej sztuce. Sam znam takiego jednego. Jest pseudonim, który idealnie go opisuje. Alvaro!.
Na czym polega jego wyższość nad resztą? Trudno powiedzieć, czy to kwestia niezwykłej gadatliwości czy silnego zainteresowania tym co kobieta ma do powiedzenia? Nikt tak naprawdę tego nie wie. W tych sprawach rozsądek jest zdecydowanie na straconej pozycji. Tak samo jak trudno jest zrozumieć kobietę, tak sprawa podrywu dla wielu jest tajemnicą.
Jednak każdy Alvaro prędzej czy później, z upływem lat przestanie traktować podryw w ten sam sposób. Jestem pewny, że choćby nie wiem jak lubił styl życia niebieskiego ptaka to w końcu trafi na kobietę silniejszą od siebie. Silniejszą w tym sensie, że odda się jej cały i z króla dyskotek zamieni się w przykładnego męża i ojca. Wtedy zapewne będzie z uśmiechem na twarzy wspominał czasy wyrywania panienek, w myślach nazwie to sportem dla młodych a synowi będzie dawał dobre rady.
Jeżeli chcesz wiedzieć, co ma na myśli kobieta, nie słuchaj tego co mówi - patrz na nią.
VeB
Arecki
Sztuka wielkiego podrywu, niezwykle złożona i kompletnie nielogiczna forma sposobu zdobycia zainteresowania przedstawiciela płci przeciwnej zastanawia tłumy. Punkt widzenia mężczyzny w tym wypadku jest nieco szerszy, ponieważ to panowie częściej próbują swoich sił w relacjach z kobietami, częściej również w swoich działaniach są nieudolni i ponoszą porażkę. Wielu z nich chciałoby zapewne poznać doskonały sposób na poderwanie każdej dziewczyny. Sposób taki nie istnieje.
Dla każdego młodego, niezaobrączkowanego, wolnego faceta wizyta w klubie jest okazją, swoistą szansą na znalezienie miłości swojego życia bądź też... poderwanie dziewczyny na jedną noc. Proste i jednowymiarowe myślenie faceta sprawia, że zachowuje się w ten sposób i jest nieco mniej ostrożny niż kobiety. Nie wszyscy oczywiście zachowują się w ten sam jeden jedyny sposób, wszystko zależy od motywów i presji środowiska. Trzeba pamiętać, że dla niektórych samców wyższość nad innymi jest ogromną wartością. Wiadomo, że niektórzy mogą być w czymś zwyczajnie lepsi i coś może im po prostu lepiej wychodzić. Podobnie jest z podrywem i choć nie ma złotej zasady działania to są faceci, którzy wiodą prym w tej sztuce. Sam znam takiego jednego. Jest pseudonim, który idealnie go opisuje. Alvaro!.
Na czym polega jego wyższość nad resztą? Trudno powiedzieć, czy to kwestia niezwykłej gadatliwości czy silnego zainteresowania tym co kobieta ma do powiedzenia? Nikt tak naprawdę tego nie wie. W tych sprawach rozsądek jest zdecydowanie na straconej pozycji. Tak samo jak trudno jest zrozumieć kobietę, tak sprawa podrywu dla wielu jest tajemnicą.
Jednak każdy Alvaro prędzej czy później, z upływem lat przestanie traktować podryw w ten sam sposób. Jestem pewny, że choćby nie wiem jak lubił styl życia niebieskiego ptaka to w końcu trafi na kobietę silniejszą od siebie. Silniejszą w tym sensie, że odda się jej cały i z króla dyskotek zamieni się w przykładnego męża i ojca. Wtedy zapewne będzie z uśmiechem na twarzy wspominał czasy wyrywania panienek, w myślach nazwie to sportem dla młodych a synowi będzie dawał dobre rady.
Jeżeli chcesz wiedzieć, co ma na myśli kobieta, nie słuchaj tego co mówi - patrz na nią.
VeB
Arecki
wtorek, 11 lutego 2014
Sztuka wyboru
... są wybory konieczne, których nikt nie zrozumie...
Dylematy, wątpliwości, rozterki, zapytania i niepewności. Zjawiska powszechne i znane wszystkim. Urozmaicają naszą codzienność i potrafią doprowadzić do skrajnych stanów. Nieustannie dokonujemy jakichś wyborów, raz ważniejszych, innym razem nieco mniej. Pewne jest, że podjęte decyzję wpływają na kreowanie rzeczywistości. Czy to wszystko jest konieczne? Czy nad wszystkim trzeba się zastanawiać?
Czy jest możliwe, aby człowiek miał pełną kontrolę nad swoim życiem? Nawet jeśli zdecydowanie o to walczy, to nie jest w stanie sam siebie poprowadzić, aby nic go nie zaskoczyło. Nie ma wpływu na miejsce,w którym się urodził, kulturę, w której dorastał ani nawet na sposób jego wychowania.
Wstać o 9 czy 10? Zjeść jajecznicę czy parówki? Wypić kawę czy herbatę? Jeśli ktoś ma tylko takie opisane wyżej problemy to musi być wyjątkowo szczęśliwym człowiekiem lub te najważniejsze życiowe wybory ma już po prostu za sobą. Mógłbym kategoryzować decyzję przez nas podejmowane na bardziej lub mniej ważne, ale minęłoby się to z celem. Zainteresował bym się natomiast bodźcami, które sprawiają, że dylematy rozwiązujemy w takie, a nie inne sposoby. Czy jest to bardziej intuicja? Może jednak rozsądek jest czynnikiem decyzyjnym? Różnorodność motywów jest poniekąd wyróżnikiem człowieka i sprawia, że nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć czyjąś decyzję, nawet jeśli bardzo dobrze znamy tą osobę. Rodzą się przez to niespodzianki, zaskoczenia i rozczarowania. Co by się stało, gdybyśmy nie musieli o niczym decydować i ktoś robił by to za nas? Pewnie byłoby to ograniczenie wolności, którą tak sobie cenimy.
Przynajmniej powinniśmy sobie cenić wolność. Dlaczego? Bo wolność to znaczy możliwość wyboru. Dopóki mamy jakiś wybór jesteśmy w stanie działać, żyć, budować i tworzyć.
Wybór zawsze jest bolesny, bo za każdym razem wiąże się z utratą tego, czego nie wybraliśmy
VeB
Arecki
Dylematy, wątpliwości, rozterki, zapytania i niepewności. Zjawiska powszechne i znane wszystkim. Urozmaicają naszą codzienność i potrafią doprowadzić do skrajnych stanów. Nieustannie dokonujemy jakichś wyborów, raz ważniejszych, innym razem nieco mniej. Pewne jest, że podjęte decyzję wpływają na kreowanie rzeczywistości. Czy to wszystko jest konieczne? Czy nad wszystkim trzeba się zastanawiać?
Czy jest możliwe, aby człowiek miał pełną kontrolę nad swoim życiem? Nawet jeśli zdecydowanie o to walczy, to nie jest w stanie sam siebie poprowadzić, aby nic go nie zaskoczyło. Nie ma wpływu na miejsce,w którym się urodził, kulturę, w której dorastał ani nawet na sposób jego wychowania.
Wstać o 9 czy 10? Zjeść jajecznicę czy parówki? Wypić kawę czy herbatę? Jeśli ktoś ma tylko takie opisane wyżej problemy to musi być wyjątkowo szczęśliwym człowiekiem lub te najważniejsze życiowe wybory ma już po prostu za sobą. Mógłbym kategoryzować decyzję przez nas podejmowane na bardziej lub mniej ważne, ale minęłoby się to z celem. Zainteresował bym się natomiast bodźcami, które sprawiają, że dylematy rozwiązujemy w takie, a nie inne sposoby. Czy jest to bardziej intuicja? Może jednak rozsądek jest czynnikiem decyzyjnym? Różnorodność motywów jest poniekąd wyróżnikiem człowieka i sprawia, że nie zawsze jesteśmy w stanie przewidzieć czyjąś decyzję, nawet jeśli bardzo dobrze znamy tą osobę. Rodzą się przez to niespodzianki, zaskoczenia i rozczarowania. Co by się stało, gdybyśmy nie musieli o niczym decydować i ktoś robił by to za nas? Pewnie byłoby to ograniczenie wolności, którą tak sobie cenimy.
Przynajmniej powinniśmy sobie cenić wolność. Dlaczego? Bo wolność to znaczy możliwość wyboru. Dopóki mamy jakiś wybór jesteśmy w stanie działać, żyć, budować i tworzyć.
Wybór zawsze jest bolesny, bo za każdym razem wiąże się z utratą tego, czego nie wybraliśmy
VeB
Arecki
niedziela, 2 lutego 2014
Melodia podróży
Moim wewnętrznym autobusem, kieruje już tylko nadzieja
Stał na tym samym przystanku, co każdego ranka i czekał na ten sam numer autobusu, który przyjeżdżał zawsze o tej samej godzinie i niezwykle rzadko się spóźniał. Mógł na niego liczyć jak na przyjaciela. Pojazd dowoził go bezpiecznie i na czas w odpowiednie miejsce. Bilet miesięczny w jego portfelu był jednym z ważniejszych rzeczy się tam znajdujących. Mimo codziennej monotonii, lubił te podróże, w których odnajdywał spokój. Spędzał w autobusie około 3 godziny dziennie, ale nigdy nie uznał tego czasu za zmarnowany.
Niespodzianki to rzecz kontrowersyjna. Większość je lubi, wielu mówi, że ich nie lubi, chociaż jest inaczej. Są też tacy, którzy szczerze ich nienawidzą. Kim jest człowiek, który nie chce być zaskoczony? Co to za gość, który woli rutynę i przewidywalność?
Tego dnia o 7:14 widział nadjeżdżający, długi żółty pojazd i ludzi, którzy wychodzili spod dachu przystanku, kuląc się pod wielkimi kroplami listopadowego deszczu. Kierowca podjechał powoli, aby nie ochlapać i tak już w większości przemoczonych pasażerów.
Walka o miejsca siedzące już się rozpoczęła. Chłopak, który był z natury łagodnie usposobionym pacyfistą, musiał się pogodzić z tym, że najbliższe minuty spędzi oparty o poręcz w centralnej części autobusu.
Zdawał sobie sprawę, że za jakiś czas kilka miejsc się zwolni i będzie mógł usiąść i dokończyć czytanie ostatnio zakupionej książki, stojąc nie miał do tego warunków.
Wyciągnął z kieszeni pożyczone od brata słuchawki i podłączył do telefonu. Wszedł w odtwarzacz i zaczął szukać jakiejś piosenki, która byłaby w stanie oddać nastrój, w którym się znajdował.
Green Day rozbrzmiał mu w uszach, słysząc pierwsze dźwięki, mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
Od czasu, gdy wsiadł do autobusu, minęło już kilkanaście minut, a wszystkie miejsca dalej były zajęte. Dopiero po chwili, w momencie, gdy pojazd zatrzymał się na kolejnym przystanku, dostrzegł poruszenie w tylnej części autobusu. Starsza kobieta opuściła swoje miejsce, a on zwietrzył szansę na usadowienie się na pustym fotelu. Zmierzał już na tył pojazdu, gdy ktoś niespodziewanie usiadł na upatrzonym przez niego miejscu. Znowu porażka. Kto tym razem był sprytniejszy? Skierował wzrok na osobę, która sprawiła, że będzie musiał jeszcze trochę nadwyrężyć młode nogi. Zobaczył dziewczynę, młodą brunetkę o kręconych włosach. Złość i niechęć ustąpiły zafascynowaniu.
Następne kilkanaście minut minęło mu na obserwowaniu atrakcyjnej studentki (jak wywnioskował po stosie notatek, które trzymała w rękach). Kiedy podniosła głowę i dostrzegła jego wzrok, wydawało mu się, że lekko się zaczerwieniła. To był tylko moment, potem wróciła do swoich notatek. Kiedy siedzący obok niej facet przy oknie, wstał i wysiadł na kolejnym przystanku, ona od razu przesunęła się do szyby i zerknęła w kierunku chłopaka, jakby zapraszając go, aby ten usiadł obok niej. Ruszył natychmiast, w końcu stał już jakiś czas i cieszył się, że wreszcie będzie mógł posadzić swoje cztery litery na fotelu.
Wyciągnął swoją książkę i otworzył na stronie, którą ostatnio czytał. Nie mógł się skupić na śledzonym tekście, co rusz zerkał w stronę siedzącej obok dziewczyny, która wciąż studiowała swoje pomoce naukowe. W ten sposób minęło kilkanaście minut, a w głowie chłopaka trwałą burza. Zagadać do niej? Muszę coś zrobić, przecież nie będę się wygłupiał i pisał na spotted, że nie miałem odwagi się odezwać. Do końca trasy autobusu było coraz bliżej, był prawie pewien, że dziewczyna wysiada na samym końcu, szybko obliczył, że zostało mu nieco ponad pół godziny. Coraz bardziej się denerwował, w głowie zaczął sobie układać zdania, którymi mógłby rozpocząć rozmowę. Kiedy już wybrał, wydawałoby się najlepszą wersję, usłyszał głos dziewczyny. - Co czytasz?. Na początku myślał, że to nie do niego, ale przecież nikt inny tu nie siedzi z książką w ręce. Ogarnęła go konsternacja i zakłopotanie. Udało mu się szczęśliwie wyrwać z letargu. - Czytam o Nelsonie Mandeli.
Rozmowa się rozwinęła, a dziewczyna dała się poznać jako bardzo inteligentna i niezwykle sympatyczna osoba. Dowiedział się gdzie studiuje i obiecał, że spróbuje do niej dotrzeć. Żałował, że wcześniej nie zebrał się na odwagę, czuł, że zmarnował masę czasu na bezproduktywnych dywagacjach, które zaprzątnęły mu głowę.
Czuł się jak tchórz, który nie potrafi nawet zagadać do dziewczyny. Ona zachowała się o wiele dojrzalej i musiał przyznać, że niebywale mu zaimponowała. Rzadko zdarzały się takie przedstawicielki płci pięknej. Przysiągł sobie, że zniweluje swoje słabości, przez które traci tak wiele.
Zwykła podróż autobusem stała się dla niego pewną lekcję. Niezbyt wyrafinowaną, ale niezwykle ważną. W dobie globalizacji, komputeryzacji, fejsbuków, asków i spottedów boimy się wyśmiania, odrzucenia i publicznego szykanowania. Naszym hamulcem jest obawa o to, co pomyślą o nas inni. Warto to zwalczyć, a wiele rzeczy może nabrać nowych kolorów. Dokonamy rzeczy niezwykłych, pomożemy w realizacji pragnień nie oglądając się na krytyków.
Jedni czekają na uśmiech, inni na wypłatę, pan na przystanku czeka na autobus. Ja też czekam.
Czekam aż przyjdzie Co do Czego.
VeB
Arecki
Stał na tym samym przystanku, co każdego ranka i czekał na ten sam numer autobusu, który przyjeżdżał zawsze o tej samej godzinie i niezwykle rzadko się spóźniał. Mógł na niego liczyć jak na przyjaciela. Pojazd dowoził go bezpiecznie i na czas w odpowiednie miejsce. Bilet miesięczny w jego portfelu był jednym z ważniejszych rzeczy się tam znajdujących. Mimo codziennej monotonii, lubił te podróże, w których odnajdywał spokój. Spędzał w autobusie około 3 godziny dziennie, ale nigdy nie uznał tego czasu za zmarnowany.
Niespodzianki to rzecz kontrowersyjna. Większość je lubi, wielu mówi, że ich nie lubi, chociaż jest inaczej. Są też tacy, którzy szczerze ich nienawidzą. Kim jest człowiek, który nie chce być zaskoczony? Co to za gość, który woli rutynę i przewidywalność?
Tego dnia o 7:14 widział nadjeżdżający, długi żółty pojazd i ludzi, którzy wychodzili spod dachu przystanku, kuląc się pod wielkimi kroplami listopadowego deszczu. Kierowca podjechał powoli, aby nie ochlapać i tak już w większości przemoczonych pasażerów.
Walka o miejsca siedzące już się rozpoczęła. Chłopak, który był z natury łagodnie usposobionym pacyfistą, musiał się pogodzić z tym, że najbliższe minuty spędzi oparty o poręcz w centralnej części autobusu.
Zdawał sobie sprawę, że za jakiś czas kilka miejsc się zwolni i będzie mógł usiąść i dokończyć czytanie ostatnio zakupionej książki, stojąc nie miał do tego warunków.
Wyciągnął z kieszeni pożyczone od brata słuchawki i podłączył do telefonu. Wszedł w odtwarzacz i zaczął szukać jakiejś piosenki, która byłaby w stanie oddać nastrój, w którym się znajdował.
Green Day rozbrzmiał mu w uszach, słysząc pierwsze dźwięki, mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
Od czasu, gdy wsiadł do autobusu, minęło już kilkanaście minut, a wszystkie miejsca dalej były zajęte. Dopiero po chwili, w momencie, gdy pojazd zatrzymał się na kolejnym przystanku, dostrzegł poruszenie w tylnej części autobusu. Starsza kobieta opuściła swoje miejsce, a on zwietrzył szansę na usadowienie się na pustym fotelu. Zmierzał już na tył pojazdu, gdy ktoś niespodziewanie usiadł na upatrzonym przez niego miejscu. Znowu porażka. Kto tym razem był sprytniejszy? Skierował wzrok na osobę, która sprawiła, że będzie musiał jeszcze trochę nadwyrężyć młode nogi. Zobaczył dziewczynę, młodą brunetkę o kręconych włosach. Złość i niechęć ustąpiły zafascynowaniu.
Następne kilkanaście minut minęło mu na obserwowaniu atrakcyjnej studentki (jak wywnioskował po stosie notatek, które trzymała w rękach). Kiedy podniosła głowę i dostrzegła jego wzrok, wydawało mu się, że lekko się zaczerwieniła. To był tylko moment, potem wróciła do swoich notatek. Kiedy siedzący obok niej facet przy oknie, wstał i wysiadł na kolejnym przystanku, ona od razu przesunęła się do szyby i zerknęła w kierunku chłopaka, jakby zapraszając go, aby ten usiadł obok niej. Ruszył natychmiast, w końcu stał już jakiś czas i cieszył się, że wreszcie będzie mógł posadzić swoje cztery litery na fotelu.
Wyciągnął swoją książkę i otworzył na stronie, którą ostatnio czytał. Nie mógł się skupić na śledzonym tekście, co rusz zerkał w stronę siedzącej obok dziewczyny, która wciąż studiowała swoje pomoce naukowe. W ten sposób minęło kilkanaście minut, a w głowie chłopaka trwałą burza. Zagadać do niej? Muszę coś zrobić, przecież nie będę się wygłupiał i pisał na spotted, że nie miałem odwagi się odezwać. Do końca trasy autobusu było coraz bliżej, był prawie pewien, że dziewczyna wysiada na samym końcu, szybko obliczył, że zostało mu nieco ponad pół godziny. Coraz bardziej się denerwował, w głowie zaczął sobie układać zdania, którymi mógłby rozpocząć rozmowę. Kiedy już wybrał, wydawałoby się najlepszą wersję, usłyszał głos dziewczyny. - Co czytasz?. Na początku myślał, że to nie do niego, ale przecież nikt inny tu nie siedzi z książką w ręce. Ogarnęła go konsternacja i zakłopotanie. Udało mu się szczęśliwie wyrwać z letargu. - Czytam o Nelsonie Mandeli.
Rozmowa się rozwinęła, a dziewczyna dała się poznać jako bardzo inteligentna i niezwykle sympatyczna osoba. Dowiedział się gdzie studiuje i obiecał, że spróbuje do niej dotrzeć. Żałował, że wcześniej nie zebrał się na odwagę, czuł, że zmarnował masę czasu na bezproduktywnych dywagacjach, które zaprzątnęły mu głowę.
Czuł się jak tchórz, który nie potrafi nawet zagadać do dziewczyny. Ona zachowała się o wiele dojrzalej i musiał przyznać, że niebywale mu zaimponowała. Rzadko zdarzały się takie przedstawicielki płci pięknej. Przysiągł sobie, że zniweluje swoje słabości, przez które traci tak wiele.
Zwykła podróż autobusem stała się dla niego pewną lekcję. Niezbyt wyrafinowaną, ale niezwykle ważną. W dobie globalizacji, komputeryzacji, fejsbuków, asków i spottedów boimy się wyśmiania, odrzucenia i publicznego szykanowania. Naszym hamulcem jest obawa o to, co pomyślą o nas inni. Warto to zwalczyć, a wiele rzeczy może nabrać nowych kolorów. Dokonamy rzeczy niezwykłych, pomożemy w realizacji pragnień nie oglądając się na krytyków.
Jedni czekają na uśmiech, inni na wypłatę, pan na przystanku czeka na autobus. Ja też czekam.
Czekam aż przyjdzie Co do Czego.
VeB
Arecki
Subskrybuj:
Posty (Atom)